wtorek, 23 lutego 2016

Rozdział 6

Zapomniałam o wszystkich zmartwieniach. Edward zawrócił mi w głowie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłam szczęśliwa. Codziennie, gdy zjawiał się w piwnicy całował mnie w czółko. Ja z uśmiechem otwierałam oczy i mówiłam " Dzień dobry ".
Wieczorami leżeliśmy na łóżku, a ja wtulałam się w niego. Czułam się bezpiecznie mając świadomość, że on jest obok. To było jak bajka. Nie chciałam tego kończyć.
 Lecz pewnego dnia coś zaburzyło tą harmonię. Drzwi otworzyły się i z hukiem uderzyły o ścianę. Zaraz po tym chłopak wbiegł do środka. Zerwałam się na równe nogi i przestraszona spojrzałam na niego.
- Mają nas. - powiedział.
W jego oczach widziałam strach.
- Kto? - zapytałam.
Nie odpowiadał. Patrzył się tempo w jeden punkt.
- Kto do cholery ?! - powtórzyłam pytanie zirytowana jego zachowaniem.
Ocknął się. Podszedł szybkim krokiem do szafy i wyciągnął jakieś ubrania.
- Zakładaj. - odparł stanowczo. - Muszę Cię ukryć. Policja już prawie odkryła miejsce twojego pobytu. Nie mogę ryzykować, że mi ciebie zabiorą. - posmutniał.
Podeszłam do niego, przytuliłam i zapewniłam, że nigdzie się nie wybieram.
Pocałował mnie i poszłam założyć ciuchy, które mi dał. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie stało czerwone porsche.
Chłopak otworzył mi drzwi i się uśmiechnął.
Wsiadłam do środka zaraz za mną on. Na miejscu kierowcy siedział jakiś facet.
Miał krótkie czarne włosy, był ubrany w czarną bluzkę opinającą się na jego dużych muskułach i niebieskie dżinsy.
- Nazywam się Arthur. Pracuję dla pana Clemsona. - powiedział i uśmiechnął się.
Miał śliczny uśmiech.
W końcu ruszyliśmy.
- Dokąd w ogóle jedziemy? - zapytałam.
- Mam zabrać was jak najdalej mi się uda. - odpowiedział Arthur.
Na miejsce jechaliśmy około 17 godzin. Przespałam prawie całą drogę. Gdy obudziłam się, leżałam na ramieniu Edwarda.
- Dzień dobry śpiochu. - powiedział czule.
- Hej. - odparłam zaspana.
Kiedy się rozbudziłam, spojrzałam przez okno. Zobaczyłam tam piękny, wielki hotel. Wokół placu, za którym stał były podświetlane fontanny.
- Odpowiednie miejsce dla mojej księżniczki. - wyszeptał mi do ucha, złapał za rękę i pociągnął do wejścia. W środku było jeszcze piękniej. Wysoki sufit, wielkie kryształowe żyrandole, podłogi jak lustra.. po prostu cudownie.
Podeszliśmy do recepcji, wzięliśmy klucz do pokoju i poszliśmy do windy.
Edward otworzył drzwi i moim oczom ukazało się pomieszczenie wyglądające jak komnata królewska.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz