niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 7

- Będziemy mieli jeden pokój? - zapytałam.
- Jeśli Ci to przeszkadza mogę wynająć osobny. - odpowiedział.
- Nie przeszkadza. - uśmiechnęłam się.
On odwzajemnił uśmiech i pociągnął mnie w głąb pomieszczenia.
Po prawej stronie stało wielkie łóżko z baldachimem. W drugim końcu pokoju były dwie pary drzwi. Jak się potem okazało jedne prowadziły do łazienki, drugie do garderoby, a w ścianie na przeciwko drzwi wejściowych drzwi prowadzące na wielki taras.
Tu było tak pięknie.
Edward odłożył rzeczy, podszedł i objął mnie.
- Podoba Ci się? - zapytał.
- Tak. Jest cudownie. - przytuliłam się do niego.
- Ja Cię rozpakuję, a ty idź się przebrać i zejdziemy na kolację.
- Dobrze. - odparłam.
Weszłam do łazienki i nagle przypomniałam sobie, że nie wzięłam żadnych eleganckich ubrań.
Otworzyłam drzwi.
- Ale co ja mam .. - przerwał mi głos Edwarda.
- Spójrz na półkę. - powiedział.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że na niej stoi jakaś torba prezentowa. Podeszłam i wyciągnęłam zawartość. Moim oczom ukazała się śliczna suknia. Była granatowa. Miała przyszyte małe kryształki, wycięcie w plecach i  długie rękawy. Przymierzyłam ją. Pasowała idealnie. Sięgała do ziemi. Obejrzałam się w lustrze i nagle moją uwagę przykuło jeszcze jedno opakowanie stojące na szafce obok. W środku były szpilki pod kolor mojej sukni. Założyłam je i wróciłam do przeglądania się. 
Wyjęłam kosmetyki i poprawiłam makijaż, następnie pokręciłam sobie włosy.
Podeszłam do drzwi, złapałam za klamkę, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je.
Edward odwrócił się i spojrzał na mnie. Od razu zrobił wielkie oczy i szczęka mu opadła. 
Zarumieniłam się.
- W.. wow ! - ocknął się. - Wyglądasz jak księżniczka. 
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Pewnie się wykosztowałeś.. wiesz, że nie musiałeś..
Podszedł i złapał mnie za ramiona.
- Ale chciałem. - po czym pocałował mnie w czoło. - Dobra, teraz ja się muszę przebrać.
- Okej to poczekaj chwilkę, ja tylko wezmę swoje rzeczy z łazienki. - powiedziałam.
- Po co? Ja się tu przebiorę. - wyszczerzył się i podrapał po głowie.
- Głupek.. - zaśmiałam się.
- Ale za to twój. - powiedział i zaczął zdejmować koszulkę. Ale miał fajną klatę.
Usiadłam na fotelu, oparłam głowę na ręce i zapatrzyłam się na jego sześciopak.
Chwilę potem zerknął na mnie i zobaczył, że patrzę się na niego perfidnie.
- Weź, bo się zawstydzę. - zakrył się koszulą i zaczął śmiać.
Ja oczywiście spaliłam buraka i chciałam zapaść się pod ziemię.
Wstałam i wyszłam na zewnątrz pod pretekstem, że muszę się wywietrzyć.
Poszłam na sam koniec tarasu i zobaczyłam piękny krajobraz. 
Ocean mieniący się tysiącami kolorów. 
Za mną usłyszałam głos.
- Ale tu jest wspaniale. 
Obróciłam się, a za mną stał Edward i podziwiał to samo co ja przed chwilą. 
- Zgadzam się. - odpowiedziałam.
- Jutro jeśli będziesz chciała możemy iść na plażę. 
- Możemy iść. - wyszczerzyłam się. 
On zrobił to samo. Pasowaliśmy do siebie idealnie. 





wtorek, 23 lutego 2016

Rozdział 6

Zapomniałam o wszystkich zmartwieniach. Edward zawrócił mi w głowie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłam szczęśliwa. Codziennie, gdy zjawiał się w piwnicy całował mnie w czółko. Ja z uśmiechem otwierałam oczy i mówiłam " Dzień dobry ".
Wieczorami leżeliśmy na łóżku, a ja wtulałam się w niego. Czułam się bezpiecznie mając świadomość, że on jest obok. To było jak bajka. Nie chciałam tego kończyć.
 Lecz pewnego dnia coś zaburzyło tą harmonię. Drzwi otworzyły się i z hukiem uderzyły o ścianę. Zaraz po tym chłopak wbiegł do środka. Zerwałam się na równe nogi i przestraszona spojrzałam na niego.
- Mają nas. - powiedział.
W jego oczach widziałam strach.
- Kto? - zapytałam.
Nie odpowiadał. Patrzył się tempo w jeden punkt.
- Kto do cholery ?! - powtórzyłam pytanie zirytowana jego zachowaniem.
Ocknął się. Podszedł szybkim krokiem do szafy i wyciągnął jakieś ubrania.
- Zakładaj. - odparł stanowczo. - Muszę Cię ukryć. Policja już prawie odkryła miejsce twojego pobytu. Nie mogę ryzykować, że mi ciebie zabiorą. - posmutniał.
Podeszłam do niego, przytuliłam i zapewniłam, że nigdzie się nie wybieram.
Pocałował mnie i poszłam założyć ciuchy, które mi dał. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie stało czerwone porsche.
Chłopak otworzył mi drzwi i się uśmiechnął.
Wsiadłam do środka zaraz za mną on. Na miejscu kierowcy siedział jakiś facet.
Miał krótkie czarne włosy, był ubrany w czarną bluzkę opinającą się na jego dużych muskułach i niebieskie dżinsy.
- Nazywam się Arthur. Pracuję dla pana Clemsona. - powiedział i uśmiechnął się.
Miał śliczny uśmiech.
W końcu ruszyliśmy.
- Dokąd w ogóle jedziemy? - zapytałam.
- Mam zabrać was jak najdalej mi się uda. - odpowiedział Arthur.
Na miejsce jechaliśmy około 17 godzin. Przespałam prawie całą drogę. Gdy obudziłam się, leżałam na ramieniu Edwarda.
- Dzień dobry śpiochu. - powiedział czule.
- Hej. - odparłam zaspana.
Kiedy się rozbudziłam, spojrzałam przez okno. Zobaczyłam tam piękny, wielki hotel. Wokół placu, za którym stał były podświetlane fontanny.
- Odpowiednie miejsce dla mojej księżniczki. - wyszeptał mi do ucha, złapał za rękę i pociągnął do wejścia. W środku było jeszcze piękniej. Wysoki sufit, wielkie kryształowe żyrandole, podłogi jak lustra.. po prostu cudownie.
Podeszliśmy do recepcji, wzięliśmy klucz do pokoju i poszliśmy do windy.
Edward otworzył drzwi i moim oczom ukazało się pomieszczenie wyglądające jak komnata królewska.


poniedziałek, 22 lutego 2016

Rozdział 5

Nie mogłam spać. Nie mogłam jeść. Edward zaczynał się o mnie martwić. Kiedy przynosił mi jedzenie rzucałam w niego wszystkim co miałam pod ręką. Cały czas obwiniałam się o śmierć moich rodziców. 
Gdy któregoś dnia przyszedł z posiłkiem, w końcu się odezwał. Wtedy po raz pierwszy od kilku dni spojrzałam się na niego.
- Ja już dłużej nie mogę. Nie mogę patrzeć na to jak się wykańczasz. Musisz odpocząć i coś zjeść. - powiedział.
W jego oczach dostrzegłam łzy.
- Nie jestem głodna. - szłam w zaparte. - Jak nie możesz na mnie patrzeć to nikt ci nie każe ze mną siedzieć.
- Posłuchaj. Odkąd tu jesteś zaczęło mi zależeć na tobie. Jesteś inna niż wszystkie dziewczyny. 
- Nie. Nie. To mi się zdawało. Nic takiego nie powiedziałeś. 
- Mówię prawdę. Wiem też, że ja tobie wpadłem w oko.
- Nie zapędzaj się. Ja kocham Matta. - powiedziałam.
Mówiąc to zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno w to wierzę.
Z każdą minutą miałam co do tego coraz większe wątpliwości. Może faktycznie spodobał mi się Edward. W sumie od zawsze lubiłam niegrzecznych chłopców. Przy nich nigdy nie jest nudno.
- Wiem, że jeśli bym cię rozwiązał nie uciekłabyś. - wyrwał mnie z rozmyśleń.
- Skąd ta pewność? - zapytałam i uśmiechnęłam się zadziornie.
- Bo po prostu to wiem. Ty też to wiesz.. wiesz, że nie chcesz mnie zostawić. - powiedział.
Zauważyłam, że powoli zaczyna nabierać pewności siebie. To mi się podobało. 
Nagle przysunął się tak blisko, że nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Szykowałam się na to, że zaraz mieliśmy się pocałować, serce mi biło jak głupie, jednak on rozwiązał mi sznury z rąk i się odsunął. Miał rację. Miałam szansę uciec, bo wstał i otworzył drzwi, a nie zrobiłam tego.
Siedziałam na łóżku i patrzyłam się na Edwarda. On bez zawahania podszedł z powrotem do łóżka, usiadł  obok mnie i pocałował.
To było takie magiczne. Poczułam jakby w brzuchu trzepotało mi tysiące maleńkich skrzydełek. Dawno tego nie czułam.
- Jesteś wyjątkowa. - powiedział patrząc mi w oczy. 
Zatkało mnie. Mogłam tylko się na niego patrzeć i się uśmiechać jak głupia.
On tylko zaśmiał się i znowu mnie pocałował.
Jak w tak krótkim czasie mogłam poczuć do kogoś coś czego sama nie rozumiem ?

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 4

Obudził mnie ten słodki głos.. głos Matta. Otworzyłam oczy licząc na to, że to co stało się ubiegłej nocy to był tylko zły sen i obok mnie będzie mój ukochany. Jednak nadal leżałam związana w tej piwnicy, a nade mną pochylał się Edward ze swoim diabelskim uśmiechem.
- Dzień dobry słoneczko. - powiedział.
Jego twarz była bardzo blisko mojej i cały czas widniał na niej uśmiech.
- Odsuń się ode mnie i mnie tak nie nazywaj ! - krzyknęłam.
Po chwili chłopak spoważniał, wyprostował się i podszedł do jakiejś szafki.
- Widzę, że ktoś tu wstał lewą nogą. - zaśmiał się.
- Dziwisz się?!
- Oj nie przesadzaj. Ciesz się, że jeszcze żyjesz. Mój szef okazał ci łaskę. Ale mniejsza o to, zobacz jakie pyszności ci zrobiłem do jedzenia.
Podszedł do łóżka na którym leżałam z tacą, na której były tosty.
Tak pięknie pachniały. Uwielbiałam je i z trudem powstrzymałam się od rzucenia się na nie. 
- Nie jestem głodna. - odparłam.
- Musisz coś zjeść. - powiedział.
- A skąd mogę mieć pewność, że nie nafaszerowałeś ich jakimiś tabsami. - parsknęłam.
- O boże, musiałaś zaczynać?
- To ty zacząłeś. Wczoraj. Pamiętasz jeszcze jak wstrzyknąłęś mi to świństwo?!
- Ja tylko wykonywałem rozkazy.
- W dupie to mam. Wytłumacz mi w końcu po co mnie tu trzymacie?
- Nie dasz mi spokoju, co nie?
- Niech pomyślę.. Nie. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- No dobrze, więc tak.. Twoi rodzice mieli długi..
- Co?! Jakie długi ?! O czym ty mówisz?! 
- Daj mi dokończyć. - odparł. -  Jak już powiedziałem twoi rodzice mieli długi i to bardzo duże. Kiedyś poznali pana Clemsona, tego  faceta którego widziałaś jak cię tu prowadziłem i wzięli u niego pożyczkę na dom. Któregoś dnia odkryli skąd pan Clemson ma tyle kasy, a mianowicie odkryli kryjówkę, w której trzymał narkotyki. Zaczęli podbierać i sprzedawać. Chcieli zarobić na ciebie i na twoje rodzeństwo, żebyście mieli wspaniałą przyszłość. Gdy Clemson zauważył, że towaru ubywa zaczął szukać złodziei. Po czasie dowiedział się, że to twoi rodzice i kazał swoim ludziom ich zabić, a ciebie zostawić, żebyś cierpiała. Aż w końcu rozkazał mi, abym przyprowadził cię tu. Podszyłem się pod mojego brata Matta co nie było trudne, bo wyglądamy tak samo i podmieniłem nasze telefony wiedząc, że na pewno się z nim skontaktujesz. Nie mogę na razie powiedzieć ci co cię czeka, więc już skończę.
- Ja.. ja nie wiedziałam.. - wydusiłam zszokowana.
- A skąd mogłaś wiedzieć. - powiedział w końcu
Poczułam się winna śmierci moich rodziców. Gdyby nie to, że chcieli dla nas jak najlepiej to nic takiego by się nie stało.
- Zostaw mnie samą.
Edward nie drgnął. Siedział cały czas i patrzył na mnie.
- Powiedziałam, że chcę zostać sama ! - wpadłam w histerię.
Posiedział jeszcze chwilę i wyszedł.
Zostałam sama. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Byłam załamana.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.


niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 3

Nazajutrz obudziły mnie hałasy dobiegające z dołu. Zdenerwowana zeszłam sprawdzić co to było. Może inaczej. Kto to był. Oczywiście nie kto inny jak mój durny wujek, którego poznałam wczoraj i już chce mnie zabrać do Maine.
- Mógłbyś trochę ciszej krzątać się po kuchni ?! Niektórzy chcą jeszcze pospać. - fuknęłam .
- Oo. Nareszcie śpiąca królewna się obudziła. Gdzie to się wczoraj szlajało moja droga? - zignorował mnie. 
- Nie twój interes.- odparłam.
- Mój, ponieważ jestem TWOIM PRAWNYM OPIEKUNEM, A TY JESTEŚ JESZCZE NIEPEŁNOLETNIA. - podkreślił.
- Nie obchodzi mnie kim jesteś. Myślisz, że pojawisz się tak z dupy w moim życiu i łaskawie się mną zaopiekujesz to będę ci wdzięczna ?! Mylisz się. - wybuchłam.
Miałam już po dziurki w nosie jego i tych zasranych zakazów.
- Uspokój się. - powiedział stanowczo.
Obrzuciłam go nienawistnym spojrzeniem i pobiegłam do swojego pokoju, gdzie zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Chwilę potem łzy spływały mi po policzkach. Byłam bezsilna i wściekła jednocześnie.
Zadzwoniłam do Matta i poprosiłam, żeby po mnie przyjechał. Niedługo po tym był już pod moim oknem. Na szczęście miałam przymocowaną drabinkę i nie musiałam przechodzić koło Alexa. Szybko spakowałam rzeczy i wskoczyłam do auta. Jechaliśmy przed siebie. Jak najdalej od tego domu. W końcu Matt skręcił w jakąś ciemną uliczkę i zatrzymał się.
- Po co tu przyjechaliśmy? - zapytałam trochę rozkojarzona.
- Zobaczysz - uśmiechnął się. Miał cudowny uśmiech. 
Wziął mnie za rękę i prowadził w głąb tej ciemności.
- Matt.. zaczynam się bać. Matt.. - mówiłam, lecz on nie słuchał.
Coś mi tu nie pasowało. Zaczęłam się wyrywać, jednak on był silniejszy. Złapał mnie mocniej i szedł dalej. Krzyczałam.
- Nikt Cię nie usłyszy. - odpowiedział w końcu.
To nie był Matt. To coś udawało, że nim jest.
- Co chcesz mi zrobić? - zapytałam wystraszona.
- Oj nie bój się, nie będzie boleć. - zaśmiał się.
- Nie jesteś Matt. 
- +10 do spostrzegawczości haha.
- To kim ty jeste... - i nagle usłyszałam jakieś kroki.
To coś, co udawało Matta stanęło. 
- Mam dziewczynę. - odpowiedział Matt, a raczej to co się za niego podawało.
- Dobrze. Zaprowadź ją do piwnicy. Później się nią zajmę. - odpowiedział ten tajemniczy głos i odszedł.
- Mogę wiedzieć chociaż kto mnie uprowadził ? - nie dawałam mu spokoju. 
- Edward. - odparł i prowadził mnie po schodach w dół.
- Dlaczego to robisz?
- Co?
- Wyglądasz jak mój chłopak i prowadzisz mnie nie wiadomo gdzie. - próbowałam uspokoić oddech.
- Ty naprawdę nic nie wiesz? Matt ci nic nie powiedział? - zapytał zdziwiony. 
Zatrzymał się. Przed nami były wielkie drzwi. Otworzył je. Nic nie widziałam. Było ciemno. Bardzo ciemno. Czułam na skórze przerażający chłód.
Zapalił światło, wepchnął mnie w głąb tego pomieszczenia. Upadłam na jakieś łóżko. Gdy chciałam się podnieść on obrócił mnie na plecy i przywiązał do łóżka.
Byłam przerażona. Wyrywałam się. Przynajmniej próbowałam. Niestety na marne. Edward podszedł do jakiejś szafki i wyciągnął z niej strzykawkę i jakieś opakowanie.
- Przykro mi. - powiedział, po czym wstrzyknął mi tą dziwną substancję w żyłę.



piątek, 5 lutego 2016

Rozdział 2

Minął już miesiąc od śmierci rodziców, a ja nadal nie mogłam się pozbierać. Nic nie jadłam, nie wychodziłam z domu, nie odbierałam telefonów. Czułam się tak, jakbym umarła razem z nimi. Opiekowała się mną Angela. Pewnego dnia ktoś zapukał do drzwi. Nie ruszyłam się z miejsca nawet o centymetr, więc Angela przerwała pracę w kuchni i poszła otworzyć. Za drzwiami stał wysoki mężczyzna po 40-stce. Miał na sobie czarny garnitur, idealnie wypolerowane buty. Włosy starannie zaczesane do tyłu. 
- Nazywam się Alex Rain - powiedział.
Gdy usłyszałam to nazwisko od razu zadrżałam. Przecież to było moje nazwisko. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam do drzwi.
- Jak się pan nazywa? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Alex Rain - odparł.
- Przecież to moje nazwisko. 
- Rosalie, jestem starszym bratem twojego taty. Gdy usłyszałem o tej tragedii przyjechałem jak najszybciej mogłem. - odpowiedział mężczyzna.
Stałam i patrzyłam na niego z rozdziawionymi ustami. 
- Zamknij buzię moja droga - odparł w końcu. - Masz dwa dni na spakowanie swoich rzeczy, po czym zabieram Cię do swojego domu w Maine.
- Nie możesz ! Nie masz prawa ! Ja nigdzie się stąd nie ruszam ! Tu jest mój dom ! - krzyknęłam.
- Mam, ponieważ twoi rodzice o dziwo ustanowili mnie twoim prawnym opiekunem. - powiedział ze stoickim spokojem.
Nagle poczułam, że cały mój świat na nowo legł w gruzach. Mam zostawić całe moje dotychczasowe życie? Wszystkich moich przyjaciół i... Matta ? Nie mogłam do tego dopuścić.
- O 6;00 wieczorem kolacja. Jeżeli się spóźnisz będziesz jadła zimne potrawy. - powiedział wujek.
- Jeszcze Cię dobrze nie poznałam, a już Cię nienawidzę ! - krzyknęłam i wybiegłam z domu.
- Zadzwoniłam po Matta, Katy i opowiedziałam im o całym zdarzeniu.
- On nie może ! - odpowiedzieli jednocześnie.
- Może.. jest prawnym opiekunem.
- Czyli to są nasze ostatnie dwa dni razem... - powiedział smutno chłopak.
- Tak, przykro mi. - odparłam jeszcze bardziej załamana i przytuliłam się do niego.
W końcu spojrzeliśmy się na siebie. W jego oczach widziałam ból i smutek. Do moich napływały łzy i spływały po policzkach. Matt otarł je, wziął moją twarz w dłonie i mnie pocałował. 
W jego ramionach czułam się jak w niebie. Nie chciałam go opuszczać. Mieliśmy plany. Chcieliśmy założyć rodzinę, wybudować dom.. Wszystkie plany zniknęły. 
Katy wpatrywała się smutno we mnie. Nigdy nie lubiłam chwil, w których była smutna. Była moją najlepszą przyjaciółką. Znałyśmy się 15 lat. 
- Może pojedziemy na plażę ? - zapytałam.
- Dobrze, zadzwonię po Cole'a, żeby przyjechał. - powiedziała Katy.
Cole był chłopakiem Katy i przyjacielem Matta. 
Gdy przyjechaliśmy na miejsce chłopak już na nas czekał nieświadomy całej sprawy. Gdy Katt opowiedziała mu o wszystkim nie mógł uwierzyć. Myślał, że go wkręcamy. Ale po krótkim czasie zrozumiał, że mówimy poważnie. 
- Nie możesz nas zostawić. Co będzie z Mattem, Katt i innymi?
- To nie zależy ode mnie. - odpowiedziałam.
Skończyliśmy temat i wszyscy wskoczyliśmy do morza. Woda była jak marzenie.
Gdy popatrzyłam na zegarek była już 21:04. Spóźniłam się na kolację. Trudno. I tak nie jestem głodna. Wróciłam do domu, poszłam do pokoju i zasnęłam..



Rozdział 1

Miałam straszne koszmary. Koszmary o moich rodzicach, o rodzeństwie.. Wydawały się być bardzo realistyczne. Obudziłam się. W pokoju było ciemno. Wybiła godzina 3:37. Byłam cała spocona. Serce biło jak szalone. Oddech był przyspieszony. Śniło mi się, że ktoś włamał się do domu i pozabijał każdego prócz mnie. Szybko zerwałam się na równe nogi i ze strachem pobiegłam na dół.
Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Na kanapie leżały cztery ciała. Zakryłam usta dłońmi, upadłam na kolana i zaczęłam płakać.
- Nie, to nie może być prawda ! - krzyczałam sama do siebie. - Kto mógł coś takiego zrobić ?!
Po pewnym czasie ktoś mnie usłyszał. Była to moja sąsiadka Angela - starsza kobieta, którą traktowałam jak babcię. Znała mnie odkąd się urodziłam. Zawsze opiekowała się mną i moim rodzeństwem, gdy rodzice jechali do pracy lub załatwiali jakieś sprawy.
Kobieta zobaczyła co się stało - zamurowało ją, ale szybko się otrząsnęła,  podeszła do mnie i mocno  przytuliła. Próbowała zachować spokój, ale ja czułam jej przyspieszone bicie serca. Nie odezwała się ani jednym słowem. Pomogła mi wstać i zaprowadziła do swojego domu. Zrobiła mi gorącej herbaty i poszła do innego pokoju zadzwonić po pomoc.
Karetka przyjechała jako pierwsza. Policja zjawiła się po niespełna 30- stu minutach. Ratownicy podawali mi leki na uspokojenie, gliniarze zadawali różne pytania, ale ja byłam cały czas w szoku. Przed oczyma miałam obraz czterech ciał, a w głowie pojawiało się pytanie - Dlaczego?
Przez następne dni telefon nie przestawał dzwonić. Wszyscy powtarzali, że wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży. A właśnie nie. Nic nie będzie dobrze. Straciłam jedyne najbliższe mi osoby. Już nie przytulę się do mamy, nie porozmawiamy na damskie tematy, nie posprzeczam się z tatą, nie podokuczam bratu, nie doradzę siostrze..
Nic już nie będzie takie samo.
Miałam dopiero 16 lat. Nie mogłam zostać sama..

Prolog

Na imię mam Elizabeth. Jestem zwykłą 16 - latką. Moje życie było idealne. Miałam wspaniałych rodziców, dwójkę młodszego rodzeństwa, najlepszego i najprzystojniejszego chłopaka. W szkole radziłam sobie bardzo dobrze. Byłam bardzo lubiana i popularna. Nie miałam wrogów. Zabawne, że w jedną noc wszystko może się zmienić. 

czwartek, 4 lutego 2016

W pewnym mieście żyła 8- letnia dziewczynka o imieniu Bonnie. Chodziła do drugiej klasy podstawówki. Nie była specjalnie ładna ani szczupła lecz bez problemu podbiła serce chłopaka, który zawsze jej się podobał. Jednak nie tylko on chciał z nią być. Drugim amantem walczącym o jej względy był Nathaniel - wysoki pięknooki blondyn. Był to najlepszy przyjaciel Davida - chłopaka Bonnie. Ich przyjaźń skończyła się wraz z podjętą przez dziewczynę decyzją o wyborze Davida. Była z nim trzy miesiące. Zerwali, gdy ten zaczął podrywać jej najlepszą przyjaciółkę. Kontakt z Nathanielem straciła, gdy ten przeniósł się do innej szkoły. Minęły trzy lata. Bonnie wraz z rodzicami przeprowadziła się do innego miasta, zmieniając szkołę i całe dotychczasowe życie. Parę osób ze swojej przyszłej klasy poznała wcześniej głównie dlatego, że mieszkali niedaleko jej domu. Wśród nich był jej przyszły chłopak John. Zapomniała o Davidzie, Nathanielu.. o wszystkich znajomych z dawnej klasy. Liczył się dla niej czas teraźniejszy. Wraz z rozpoczętym wkrótce rokiem szkolnym zawierała nowe znajomości, przyjaźnie. Niestety życie nie jest takie jakie byśmy chcieli. Pojawili się także ludzie, którzy jej nie polubili. Mijały kolejne lata. Z roku na rok Bonnie stawała się coraz bardziej ładniejsza, popularniejsza. Zmieniła towarzystwo, zaczęła się malować, miała większe względy u chłopaków. Zmieniła się. Już nie była szarą myszką. Polubiła nową wersję siebie jednak nie wszystkim przypadła ona do gustu. Niektórzy jej przyjaciele woleli starą, spokojną cichą myszkę, która nie umiała się postawić, nie umiała odmówić nikomu. Ale dziewczyna nie brała tego do siebie. Nie obchodziło jej zdanie innych na ten temat. Cieszyła się z tej nagłej odmiany. Po raz pierwszy czuła, że żyje. Widziała same plusy w osobie, którą się stała. Była z każdym chłopakiem, który jej się podobał. Koleżanki zazdrościły jej tego, że ma takie wzięcie wśród chłopaków, ale Bonnie która była już w trzeciej klasie gimnazjum po pewnym upływie czasu zrozumiała, że tego nie chce. Nie jest jej to potrzebne do szczęścia. Nie zależało jej na jak największej liczbie chłopaków. Chciała tego jedynego. Pewnego dnia przypomniała sobie o Nathanielu i z wielkim wahaniem postanowiła do niego napisać. Czuła jak jej serce bije coraz mocniej, gdy zobaczyła że wiadomość została odczytana. Chłopak odpisał jej. Okazało się, że on cały czas o niej pamiętał.. mało tego, ona wciąż mu się podoba. Codziennie wieczorami rozmawiali na skype, o pisaniu nic nie wspomnę, bo robili to 24/7. Dowiedziała się, że chłopak się wyprowadził i dzieli ich około 500 km. Na ferie przyjechał do dziadków, kolegów i do niej. Podczas jego pobytu spotkali się z dwa razy. Wkrótce zostali parą. Czekają do wakacji, żeby spotykać się już codziennie, ponieważ chłopak po roku szkolnym znowu wraca do rodzinnego miasta. Obydwoje czekają z niecierpliwością. Póki co kilometry nic nie zmieniają. Trzymam za nich kciuki..