sobota, 26 marca 2016

Rozdział 10

Miałam nadzieję, że wszystko już będzie dobrze. Cieszyłam się z tego co jest teraz. Edward starał się naprawić swoje błędy. Widziałam, że żałuje tego co zrobił. Jednak cały czas miałam jakieś wątpliwości. Nie mówiłam mu nic. Nie chciałam niepotrzebnych sprzeczek. Najważniejsze jest to, że jest tu ze mną. Czuję się bezpieczna. I mam na co popatrzeć, bo chodzi właśnie bez koszulki. Ale przez niego mam coraz większe kompleksy. Coraz częściej myślę o wybraniu się z na siłownię. Muszę jeszcze iść do kosmetyczki i do fryzjera. Masakra. Tyle rzeczy na głowie. Cały czas chodziłam zamyślona. Nie wiedziałam co robię. Wczoraj prawie sobie ucięłam palca. Na szczęście Edward wyrwał mnie z rozmyślań. Przedwczoraj złamałabym nogę. Ale znowu mój wybawiciel był tuż obok. Mówił cały czas, żebym nie chodziła z głową w chmurach, bo sobie coś zrobię w końcu, przecież nie zawsze przy mnie będzie. Prawił mi kazania na ten temat sto razy dziennie. Zawsze wyłączałam się w połowie i myślami byłam gdzieś indziej.
- Elizabeth ! Słuchasz mnie?! - zapytał poirytowany.
- Tak, tak słucham. - odparłam.
- Właśnie widzę. To o czym mówiłem?
- O.. tym.. no.. Dobra masz mnie.
- O czym ty myślisz przez parę dni. Parę razy byś sobie  coś zrobiła. Masz szczęście, że byłem obok.
- Dziękuję mój ty bohaterze. - powiedziałam ironicznie.
- Daruj sobie. -  wymruczał i poszedł.
Poczułam, że trochę przegięłam. Chyba musiałam go przeprosić. W sumie zawdzięczam mu nawet życie, bo nigdy nie wiadomo co by się mogło wydarzyć. Musiałam się ogarnąć. Nie mogłam już dłużej tak rozmyślać. Poszłam więc za nim.
- Przepraszam, okej? Wiem, że przegięłam. Zawdzięczam Ci moje zdrowie, a nawet życie. Dziękuję, że jesteś.
- Nie byłoby takich sytuacji gdybyś tyle nie myślała. - burknął.
- Wiem.. po prostu mam trochę na głowie.. - przygryzłam wargę. Nie mogłam mu powiedzieć, że najwięcej myślę o tym, czy to co zrobił powtórzy się czy nie..
- Mogę jakoś Ci w tym pomóc, jeśli chcesz.
- Nie ! To znaczy nie dziękuję, takie damskie sprawy.. rozumiesz..
- Rozumiem.- odparł.
Uff.. Na szczęście nie będę musiała się tłumaczyć. Spojrzałam na niego. Nie wyglądał na przekonanego, ale nie pytał już. Pewnie się domyślił, że nie chcę o tym rozmawiać. Byłam mu za to wdzięczna i trochę zdziwiona. Na jego miejscu zrobiłabym przesłuchanie. Coś było nie tak.
- Wiem, że wiesz, że nie powiedziałam prawdy.
- Zgadza się. - mówił spokojnie.
- To czemu nie pytasz, o co tak naprawdę chodzi?
- A odpowiedziałabyś?
- Nie...raczej nie..
- No właśnie. Więc po co mam pytać skoro i tak się nie dowiem?
- No.. w sumie to nie wiem.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Edward wstał i poszedł zobaczyć kto nas nachodzi i chwilę po tym wyszedł na korytarz hotelu. Ja usiadłam po cichu pod drzwiami chcąc usłyszeć kto to i o czym rozmawiają. Usłyszałam tylko :
- [..] są blisko. Musisz jechać. Szef mówi, żebyś zostawił ją i uciekał. [...] Nie, ona nic nie powie. - to by było na tyle. Mówili tak cicho, że nie wiem nawet czy dobrze zrozumiałam.
Szybko wskoczyłam na łóżko nie chcąc, żeby Edward zauważył, że go podsłuchiwałam. To by był nieciekawe. Pewnie by się zdenerwował.
W końcu chłopak wszedł do pokoju. Był sfrustrowany.
- Co się stało? - zapytałam.
- Nic się nie stało..
- Ej, przecież widzę..
- No dobra. Muszę uciekać. Inaczej mnie złapią.
- No to na co czekamy? Pakujmy się.
- Nie.. ty źle mnie zrozumiałaś.. ja muszę uciekać. Ty musisz zostać. W innym wypadku nigdy nie będziemy mogli żyć spokojnie..
- Ale nie możesz mnie zostawić. Nie chcę żyć bez Ciebie. - w oczach miałam łzy.
- Wrócę po Ciebie, obiecuję. - pocałował mnie w czoło i przytulił.
Pobiegł po swoje rzeczy częściowo już spakowane i pięć minut potem go już nie było.
Usiadłam na podłodze koło łóżka i patrzyłam na drzwi, którymi przed chwilą wybiegł.
Myślałam, że to jakiś żart.
Minęły 3 godziny. Nadal siedziałam w tym samym miejscu. Ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam i otworzyłam. Policja. Oczywiście.
Pytali, czy nic mi się nie stało i takie tam. Odpowiadałam tylko TAK lub NIE, aż w końcu zemdlałam, gdy jeden z policjantów wypowiedział JEGO imię.
Ocknęłam się w radiowozie. Zapytałam dokąd jedziemy - odpowiadali, że do domu.
Westchnęłam ciężko, opadłam na oparcie i zasnęłam.
Co za koszmarny dzień.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz