wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 11

Mijały dni, potem miesiące, a Edward nadal nie dawał znaku życia. Czekałam  i czekałam, ale bezskutecznie. Zniknął tak jak się pojawił - szybko.
Ale plusem tego wszystkiego jest to, że wujek Alex już nie naciska na przeprowadzkę. Powiedział, że potrzebuję spokoju po tym co się stało.
Siedziałam całymi dniami w swoim pokoju i gapiłam się w okno licząc na to, że on wróci, że zaraz podjedzie pod to okno i uciekniemy na dobre. Ale byłam naiwna. Przecież minęło już 8 miesięcy.. Ciekawe gdzie on jest, co robi, czy myśli o mnie, czy dotrzyma obietnicy..
Nagle na Ziemię przywrócił mnie dzwonek telefonu. Zerwałam się z parapetu i rzuciłam się na łóżko, na którym leżał telefon.
* To dziwne, numer zastrzeżony * -  pomyślałam.
- Halo ??
- Cześć skarbie to ja, Edward.. - powiedział głos w słuchawce.
- Jeju, czy to naprawdę ty? - w oczach pojawiły mi się łzy.
- Tak. Wrócę po Ciebie, zobaczysz. Jestem w miejscu, w którym mnie nigdy nie znajdą. Zabiorę Cię tu. Już wkrótce.. A teraz muszę kończyć. Chciałem chociaż na chwilę usłyszeć twój głos. Kocham Cię. - rozłączył się.
- Ja Ciebie też.. - szepnęłam już sama do siebie.
Tydzień później znowu zadzwonił, żebym poszła pod boisko. Gdy już tam dotarłam, zamurowało mnie. Po raz pierwszy od tylu miesięcy zobaczyłam go. Nic się nie zmienił. Zaczęłam biec w jego stronę i skoczyłam na niego. Nie miałam zamiaru już nigdzie się oddalać. Chciałam mieć go przy sobie cały czas.
- Gotowa?- zapytał się z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Na co?
- A co Ci obiecałem? -  pocałował mnie w czoło.
- Tak. - odpowiedziałam.
- Co tak..?
- No tak. Jestem gotowa. - powiedziałam ze łzami w oczach.
Przytulił mnie i potem otworzył drzwi auta. Bez zastanowienia wsiadłam do środka.
I odjechaliśmy. Nikt nas nie znalazł. Jesteśmy szczęśliwi.To najważniejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz